Zdjęcie butelki Garnacha Artadi

Jeśli Ziemię nawiedziłby kataklizm, a Wy moglibyście uratować tylko jedną odmianę, co by to było? – na  to niełatwe pytanie, zadane przez Sławka (Enoeno) odpowiadają uczestnicy dzisiejszej edycji Winnych wtorków. My, po dłuższej chwili zastanowienia, wybraliśmy Garnachę.

Z punktu widzenia bez-winnego świata po katastrofie – ważne byłoby to, że jest to szczep dość łatwy w uprawie i szybko dojrzewający. Z resztą o tym, że nie sprawia problemów w winnicy może świadczyć jego popularność na świecie – nie tylko w rodzimej Hiszpanii, ale także we Francji (Grenache), na Sardynii (Canonau), czy w Australii (jako składnik, wraz z Syrah i Mourvedre blendu GSM).

Nie tylko łatwość uprawy jest istotna – równie ważne jest to, że Garnacha (jeśli tylko nie pozwolimy się jej zbyt rozplenić) daje doskonałe wina – nie tylko mocno owocowe, skonentrowane i nieprzesadnie taniczne czerwone, ale także różowe i musujące. Przy odpowiednim klimacie można z niej także zrobić Ice wine (to nie żart), a kolejne pokolenia zapewne doczekają także białych i szarych mutantów tego szczepu.

Garnacha udowodniła już z resztą, że jest w stanie przetrwać kryzys.

Była najczęściej uprawianą odmianą w Hiszpanii, obecnie, przegrywając z Tempranillo i Bobalem zajmuje trzecie miejsce pod względem powierzchni upraw  zajmowanych przez czerwone odmiany w rodzimym kraju.  Wiele krzewów Garnachy nie przetrwało konkurencji z dającym ciemniejsze (przez co przez wiele osób uważne za lepsze) wina z wcześniej dojrzewającym Tempranillo, czy z modnymi w całej Europie pod koniec XX wieku odmianami “międzynarodowymi”.  

Na szczęście oprócz winiarzy podążającymi za ówczesną modą, były też osoby takie jak Alvaro Palacios, Telmo Rodriguez czy Juan Carlos López de Lacalle, dobrze wiedzące, że nie warto rezygnować z Garnachy.

Wszyscy wymienieni winiarze pochodzą ze związanych z winem rodzin z Rioja. Wszyscy nim rozpoczęli pracę w Hiszpanii podróżowali po świecie, zdobywając doświadczenie. Każdy z nich po powrocie zaangażował się w odkrywanie i ratowanie najlepszych, starych winnic (nie tylko Garnachy), nie tylko w Rioja, ale także poza nią.  

Alvaro Palacios rozpoczął swoją drogę od odkrywania na nowo Garnachy w Prioracie (i jest wymieniany jako jeden z piątki “ojców założycieli” tej apelacji).

Telmo Rodriguez, oprócz rodzinnej posiadłości w Rioja – Remelluri, nadzoruje projekty w Ribeira del Duero, Toro, Ruedzie, ale także w wielu mniej znanych miejscach Hiszpanii. Jest osobą niezwykle interesująca, ale jego historię przedstawimy w jednym z kolejnych postów.

Ostatnia z wymienionych osób – Juan Carlos López de Lacalle, właściciel Artadi, na początku 2015 roku zasłynął opuszczeniem prestiżowej (jak mogłoby się wydawać) apelacji Rioja. Odejście było protestem przeciw metodom zarządzania apelacją i prawom, które nie pozwalają na podkreślenie terroir wina (więcej przeczytacie tutaj). Wychodząc poza ustalone zasady, López de Lacalle wyszedł ponad klasyfikację. Standardowe Rioja crianza-reserva-gran reserva zostały zastąpione określeniami pozwalającymi na określenie czy wino powstało z owoców jednej winnicy, czy może na terenach w okolicy jednej wioski.

Spytacie – jaki to ma związek z Garnachą?

Wcale nie mały. Pod koniec XX wieku López de Lacalle rozpoczął w Navarzrze projekt Artazu – w pełni poświęcony winom stworzonych w 100% z Garnachy. Projekt był nie tylko pierwszym przedsięwzięciem mającym na celu ukazanie, że Garnacha jest szczepem doskonale odzwierciedlającym terroir, ale także zmieniającym postrzeganie Navarry – regionu w którym wcześniej nie było rozwiniętej tradycji tworzenia czerwonych win wysokiej jakości. Pierwszym krokiem było zakupienie winnicy – nie byle jakiej, bo ponad 100-letniej i założenie winiarni w położonej nieopodal wiosce – Santa Cruz. W 2000 roku z owoców 80-120 letnich krzewów Garnachy powstało pierwsze wino – Santa Cruz de Artazu. W kolejnych latach dołączyły do niego również wina z młodszych krzewów (czerwone – Artazuri Tinto i różowe) oraz wino z białej Garnachy.

Dziś chcielibyśmy Wam przedstawić właśnie Artazuri Tinto, 2014.

W kieliszku dość ciemne (jak na wino z Garnachy) – nieco bardziej niż średnio nasycona purpurowa barwa. Wino jest dość mocno aromatyczne,  jak na Garnachę przystało, dominują owoce – głównie ciemne owoce leśne (jagody, maliny, jeżyny), pojawia się też nieco przypraw (cynamon, goździki – wino spędziło 6 miesięcy w beczkach z francuskiego dębu), wrażliwsi wyczują także leciutkie nuty stajenne.

W ustach – wyraźnie zaznaczona owocowa słodycz, mocniej niż średnia kwasowość, lekko i przyjemnie zaznaczone taniny, sporo owoców (konsekwentnie jak wśród aromatów – dominują ciemne owoce leśne), wino pełne, “gęste” smakowo i aromatycznie. Po przedstawieniu tych wszystkich zalet, musimy wspomnieć o jednej tylko wadzie – 14.5% alkoholu, który jest łatwo wyczuwalny, jeśli wino jest podawane w temperaturze „pokojowej”. Warto je schłodzić (17-19 °C wystarczy), by móc je w pełni docenić .

Wino jest dostępne w sklepie Wine Avenue, cena: 80 zł. Zakup własny.

Inni uczestnicy postanowili ocalić: