Rumunia i Pinot Grigio… Czy to brzmi zachęcająco? My, patrząc na tę butelkę, nie do końca wiedzieliśmy czego się spodziewać, ale postanowiliśmy zaryzykować. I jak się okazało – było warto.
Jak to często bywa, degustacja wina z (przyznajmy otwarcie) całkiem nieznanego nam dotąd rejonu zainspirowała nas do poszukania informacji.
Czy wiedzieliście, że Rumuńskie winnice zajmują większy obszar niż winnice w Australii czy RPA? My dowiedzieliśmy się niedawno. Podobnie jak tego, że Rumunia jest piątym co do wielkości producentem wina w Europie. Statystyki bazują na oficjalnych źródłach, mniej oficjalne donoszą, że około 50% wina powstającego w Rumunii jest sprzedawane na czarnym rynku. Biorąc pod uwagę historię tego państwa, nie jest to zbyt dziwne.
Historia winiarni, w której powstaje opisywane dziś wino, wiąże się częściowo z kłopotami ekonomicznymi Rumunii.
Wszystko zaczęło się na początku lat 90tych, gdy Anglik – Philip Cox, rozpoczął swoją pierwszą pracę – w firmie reklamowej. Reprezentował firmę na rynkach takich jak Serbia, Chorwacja, czy właśnie – Rumunia. Po kilku wizytach na wschodzie, zdał sobie sprawę, że reklama nie może przynieść zysków, z powodów dość oczywistych – zapaści ekonomicznej.
Podróże po wschodniej Europie, zaowocowały jednak fascynacją odbudowującymi się po ciężkich czasach komunizmu krajami. Cox’a szczególnie zachwyciła Rumunia. Mieszkańcy tego państwa, pomimo biedy i głodu, zachowywali optymizm.
Nie potrzeba było wiele czasu, Philip Cox zauważył, że produkty importowane z uważanego za wzór, zachodu, są bardzo modne (ale jednocześnie – drogie).
Cox postanowił założyć własną firmę i wkrótce – za ostatnie zarobione jeszcze w Anglii pieniądze zaimportował paletę piwa. Okazało się to na tyle dobrą inwestycją, że po krótkim czasie sprowadzał również kawę i wódkę. Panująca hiperinflacja, skłoniła jednak inwestora do poszukiwań twardej waluty – wymienialnej w każdym miejscu globu.
Wino, wydawało się być dobrym towarem. Wkrótce rozpoczął współpracę z jedną z niemieckich firm, która również dostrzegła Rumunię jako dobre źródło (taniego i butelkowanego w Niemczech) wina. Współpraca ta nie trwała jednak długo. Cox postanowił zainwestować we własne winnice, na co Niemcy nie chcieli się zgodzić.
Samodzielne zakładanie winiarni, nie było łatwe – brak środków w połączeniu z ciągle zmieniającym się prawem, problemami własności i wszechobecną korupcją, nie ułatwiały rozwoju własnej firmy. Nieznane nikomu rumuńskie wina, nie mogły cieszyć się popularnością za granicą, nie wzbudzały też zainteresowania w kraju. Początkowe problemy nie zraziły jednak Cox’a. Jak sam twierdzi w jednym z wywiadów – mógł dzięki nim nauczyć się ekonomicznego zarządzania i współpracy z potencjalnymi klientami.
Po kilku latach, dzięki współpracy z dużymi sieciami handlowymi winiarnia Philipa Cox’a – Camele Recaş, stała się rozpoznawalna na Rumuńskim rynku. Natomiast w zdobyciu popularności na zachodzie pomógł kryzys finansowy w 2008 roku. Importerzy rozpoczęli poszukiwanie tańszych win dobrej jakości, a właśnie do tej klasy można zaliczyć wina Camele Recaş.
Wina powstają we współpracy z australijskim winemakerem – Hartley’em Smithers’em i jego żoną – hiszpanką – Nora Iriarte. Hartley odpowiada także (niestety) za wyrób australijskiego potworka – Yellow Tail (miałam okazję to degustować, nigdy więcej).
Rumuńskie wino udaje mu się na szczęście zdecydowanie lepiej.
Cramele Recaş, Călușari Pinot Grigio 2014, Banat, Rumunia
Zainteresowała nas nazwa Călușari . Okazało się, że Călușari to członkowie sekretnego bractwa, słynący z tańca zwanego Căluș. Tancerze sprawiają wrażenie unoszących się w powietrzu, co ma reprezentować taniec wróżek.
Dlaczego akurat wróżek?
Patronką bractwa jest Królowa wróżek. Z powodów tej “znajomości” wierzono, że Călușari są w stanie zdejmować złe uroki, dlatego też powstała tradycja zgodnie z którą Członkowie Bractwa, co roku, w okolicach Wielkanocy podróżują po wioskach, by tańcząc leczyć ofiary złych uroków.
Nazwa dobrze pasuje do wina.
Nos – wino jest mocno aromatyczne, lekko mineralne, owocowe – gruszka, mango, brzoskwinia i świeże zielone jabłko
Usta – wiosenne! Kwasowość średnia + , lekkie (ale nie wodniste), owoce tropikalne, gruszka i brzoskwinia.
Za niecałe 30 zł w dobrewina.pl – z zakrętką – w sam raz na wiosenny piknik!
Zdjęcie powstało w Kwiatowym zakątku, dziękujemy.
Marcin Czerwiński
13 kwietnia 2016 — 13:59
Polecam inne wina z tej serii, szczególnie merlot i pinot noir.
Gosia Partyka
13 kwietnia 2016 — 21:39
Przymierzamy się do nich już od jakiegoś czasu, dziękujemy za polecenie 🙂